Czy boisz się raka?

Lekarze nie mają na to lekarstwa – lecz anioł posłany od obecności Pana podał bratu Branhamowi niezawodny przepis, który uzdrowi każdego cierpiącego. Słuchajcie słów tego anioła:

„Jeżeli pozyskasz ludzi, aby uwierzyli,
nic nie ostoi się przed tobą, NAWET RAK!”

W ciągu trzech lat, kiedy po całym kraju brałem udział w zgromadzeniach brata Branhama, zauważyłem, że rak to demon, który był najczęściej pokonywany przez usługę brata Branhama. Wielu cierpiących na raka zostało uzdrowionych przez tę usługę. Chorujących na raka było uzdrowionych o wiele więcej niż chorych na inne choroby. Jestem tak bardzo wdzięczny za to, ponieważ rak rozszerza się złośliwie, a jak dotąd lekarze nie mają środków, aby go wyleczyć.

Wielu ludzi, którzy są wywołani w kolejce modlitwy, wygląda na silnych i zdrowych, ktoś mógłby sądzić, że oni nie potrzebują karty modlitwy, podczas kiedy inni siedzą w inwalidzkich krzesłach albo znajdują się na leżakach, a ich numer nie zostanie wywołany. Nigdy jednak nie widziałem, żeby to zawiodło, kiedy oni tam stali przed aniołem Pańskim i było objawione, że ciemny cień śmierci towarzyszy tej osobie, rak zabiera jej życie. Naprawdę Pan jest dobry wobec tych, którzy musieliby wkrótce umrzeć i chętnie prowadzi ich do całkowitego wyzwolenia.

Mój drogi przyjacielu, jeżeli masz raka albo się go boisz, pamiętaj, że jest uzdrowienie dane od Boga.

STRACH PRZED CZYMŚ JEST CZĘSTO POWODEM, ŻE STAJEMY SIĘ JEGO OFIARĄ – BĄDŹ TO CHOROBY ALBO CZEGOKOLWIEK INNEGO. SŁOWO BOŻE MÓWI NAM, ABYŚMY SIĘ NIE OBAWIALI ANI NIE PRZYKŁADALI NASZYCH MYŚLI DO TAKICH RZECZY.

Ostatnio czytałem w czasopiśmie Life znakomity artykuł na temat choroby raka. Lekarz opowiadał tam o tym, jak ludzie obawiają się raka więcej niż choroby serca i artretyzmu, które są o wiele bardziej bolesne. Według jego opinii obawy przed rakiem pochłonęły Amerykanów tak bardzo, że przyczyniły się do faktu, iż tak wiele ludzi jest przez niego nawiedzanych. Oni martwią się do tego stopnia, że pośrednio powodują uszkodzenie swego systemu nerwowego i innymi sposobami sprawiają ból swemu ciału. Z pewnością, jeżeli lekarz uważa, że strach jest siłą napędową, pobudzającą raka, to my, JAKO CHRZEŚCIJANIE POWINNIŚMY DALEKO WIĘCEJ UŚWIADAMIAĆ SOBIE, ŻE NIE POWINNIŚMY SIĘ BAĆ, lecz uwielbiać Pana za Jego dobroć i miłosierdzie i pozwolić naszym myślom odpoczywać w ufności na dobrych rzeczach Bożych.

Pragnę podzielić się z wami zdjęciami i świadectwami z czasopisma Zwiastun Wiary, aby wam pomóc zobaczyć sukcesy Bożego planu wyzwolenia dla was.

Nie krępujcie się, napiszcie do tych ludzi i zapytajcie o ich uzdrowienie. Oni wam z radością odpowiedzą. Spójrzcie na to, jak wiele lat otrzymali, aby żyć dalej i nie umrzeć – to doda odwagi waszym sercom. Oddajmy Bogu chwałę za to dzieło, które On czyni przez Swego sługę, brata Branhama. O ile znacie kogoś, kto cierpi z powodu tych chorób, złóżcie im świadectwo i opowiedzcie im o tych sprawach, które Bóg uczynił oraz czyni dla innych.

Było to cztery lata temu, kiedy brat Branham, prowadzony przez Ducha Świętego, wstąpił do miejskiego szpitala w Phoenix i modlił się za Wilmę Baghy, która umierała na gruźlicę. Wilma Baghy żyje i została uzdrowiona przez moc Bożą, która przywróciła życie do obumierającej tkanki. Lecz to był tylko początek błogosławieństw, które Bóg zlał na Wilmę Baghy.

Krótko potem jej małżonek został nawiedzony przez raka żołądka i znajdował się w poważnym stanie. Trochę później bóle w jej piersi ujawniły, że chodzi o raka, który rozwija się koło jej żeber i dalej po całym jej ciele. Były to niewątpliwie bardzo ponure chwile dla Wilmy Baghy. Lecz nieprzyjaciel uderzył jeszcze mocniej. Jej sześcioletnia córka zachorowała i z biegiem czasu musiała zostać zabrana na badania. Lekarze oświadczyli:

— Wasza córka ma leukemię i nie będzie już długo żyć. — Matka, ojciec i córka, wszyscy złapani w sidła przez tego nikczemnego mordercę ludzkiego rodzaju! Następnie, dwa lata temu, brat Branham przybył do Phoenix, gdzie bardzo chora Wilma Baghy, przyszła na zgromadzenie i stanęła przed nim, kiedy została wywołana jej karta modlitwy. Tego wieczoru brat Branham powiedział jej o jej chorobie i o chorobie jej córki i męża. Bóg zlał Swe błogosławieństwo z nieba i wszystkich troje zostało uzdrowionych.

Chwilę temu miałem przywilej porozmawiać z Wilmą Baghy i jej małą córeczką. Obie były obrazem zdrowia, a ona powiedziała mi, że jej mąż został również całkowicie uzdrowiony. Napiszcie do niej, ona wam chętnie opowie, jak przyjęła modlitwę Bożego proroka i została uzdrowiona. Oto jej adres: Mrs. Wilma Baghy, 1407 South 21 Pl., Phoenix, Arizona.

Następnym świadectwem jest opowiadanie Hatie Waldrop, 1701 East Glendale Avenue, Phoenix, Arizona. Kiedy mi to opowiadała, napełniło to moje serce wiarą i odwagą, więc pragnę się tym z wami podzielić. Gdy to będziesz czytał, przyniesie to pokój i obecność zwycięstwa do twego serca.

Pragnę was pozdrowić w Imieniu naszego Pana i opowiedzieć wam o moim uzdrowieniu, które miało miejsce dziesięć lat temu, kiedy leżałam umierająca na noszach w zgromadzeniu brata Branhama. Staram się przez to pomóc każdemu, kto być może cierpi na raka. Od dwudziestu sześciu lat miałam sporadycznie ból w moim prawym boku, zaraz nad biodrem. Miałam takie dni, kiedy nie mogłam zatrzymać w sobie pokarmu ani wody. W przeciwieństwie do tego były też takie dni, kiedy nie mogłam zaspokoić swego apetytu i chciałam ciągle jeść. Pewnego dnia zobaczyłam ogłoszenie w lokalnej gazecie, gdzie pewien lekarz w mieście oferował przeprowadzenie fluoroskopii za niewielką opłatą 5 dolarów. Mój mąż prosił mnie, abym poszła do niego, gdyż być może pomogłoby to stwierdzić przyczynę mej choroby. W poniedziałek poszłam więc do jego przychodni lekarskiej, aby się poddać fluoroskopii.

Lekarz nie był zadowolony z tego, co stwierdził i prosił mego męża, aby przyszedł wcześnie następnego poranka. Przyszliśmy tam następnego poranka o dziesiątej godzinie, a lekarz powiedział nam, że mam ostre zapalenie okrężnicy i on sądził, że mógłby mi pomóc przy pomocy sześciu zabiegów. Zgodziliśmy się na to. Te zabiegi polegały na przepuszczaniu ciepłej wody, o temperaturze trochę wyższej niż temperatura ciała, przez moją okrężnicę, przez okres jednej godziny, a czasami nawet dłużej. Pod koniec drugiego tygodnia utraciłam przytomność na stole, a kiedy lekarz i pielęgniarka ocucili mnie, zapytałam:

—  Czy mam raka?

— Tak, biedna niewiasto. Dlaczego zwlekałaś tak długo z szukaniem pomocy? — odpowiedział lekarz.

Kiedy lekarz dokonał tego odkrycia, poddał mnie dalszemu prześwietleniu promieniami Rentgena i okazało się, że górna część okrężnicy w moim prawym boku wisiała jak nitki. On miał życzenie, aby przyszedł inny lekarz i przeprowadził badanie, lecz ja odmówiłam, ponieważ obawiałam się, że mnie zabiorą do szpitala, a ja nie chciałam tam iść. Potem powiedział mi, że w tym mieście są lekarze, którzy mogą zoperować mój opadnięty żołądek, lecz ja bym umarła w przeciągu dwudziestu dni. Nie mogłam uczynić nic innego, jak tylko pójść do domu i czekać.

Czułam się coraz gorzej i gorzej i musiałam brać pigułki, aby ulżyć boleściom, które się wzmagały, w miarę upływu dni. Lecz ach, dzięki Jezusowi i tym świętym, którzy modlili się razem ze mną i za mnie podczas tych ciemnych, pełnych boleści dni. O, jak oni stali przy mnie i pozostawali ze mną nocą, kiedy byłam tak przygnębiona!

Lekarz powiększał dawkę uśmierzających ból pigułek, aż moje serce zaczęło reagować na skutek tych mocnych narkotyków. Potem było trzeba zastosować lekarstwa do podtrzymywania funkcji serca, obciążonego działaniem mocnej dawki trucizny.

Pewnego niedzielnego poranka siostra w Panu przyszła do naszego niewielkiego domu. Nazywała mnie „Ma”, jak czynili to wszyscy w zborze. Przyniosła wiadomość, że brat Branham przybył do tego miasta i opowiadała mi o darze uzdrawiania, który mu dał Bóg, i o tym jak modli się za chorych. Ona powiedziała:

— On przyjeżdża do Phoenix, Ma, i ja wiem, że zostaniesz uzdrowiona. Wytrwaj, proszę, jeszcze jedenaście dni, aż tutaj przybędzie. Były to pocieszające słowa mojej przyjaciółki. Lekarz powiedział memu mężowi, że następny zły atak może być fatalny i abyśmy byli na to przygotowani. Zdawałam sobie z tego sprawę.

Po długich jedenastu dniach brat Branham rozpoczął swoje zgromadzenia w zborze brata Outlaw. Pierwsza usługa była 2 marca l947 roku, a ten mały kościół był przepełniony, więc oni musieli przesunąć zgromadzenia na większe miejsce. Poszłam do zgromadzenia w niedzielę wieczorem, lecz było tam tak wielu przede mną w kolejce modlitwy, że ja nie zostałam wywołana. Następnego wieczoru było tak samo, lecz brat Branham powiedział, że będzie się modlił za chorych we wtorek rano o godzinie dziesiątej.

Wcześnie rano we wtorek sprzątałam pewne rzeczy w kuchni, a głos powiedział do mnie:

— Biegnij po swoje życie.

Zawołałam siostrę, która spędziła tę noc z nami i powiedziałam:

— Musimy się śpieszyć — i zaczęliśmy się śpieszyć do zboru. W moim stanie nie mogłam daleko biec, lecz Jezus wiedział o tym, bowiem kiedy opuszczaliśmy podwórze innego brata i siostry w Panu, oni podjechali swoim samochodem i odwieźli nas szybko do kościoła. Około 8.30 wstąpiliśmy do kościoła. Brat Outlaw pozdrowił mnie i powiedział:

— Idź wprost do przodu, siostro Waldrop, pragnę, abyś była pierwszą w kolejce modlitwy tego poranka.

Pośpieszyłam do przodu nie mówiąc ani słowa. Podczas kiedy tam siedziałam, porządkowy podszedł do mnie i zapytał, czy jestem ślepa. Odpowiedziałam, że nie. Następnie on powiedział, że mu przykro, lecz muszę się przesunąć o cztery rzędy wstecz, ponieważ siedzenia na przedzie były przeznaczone tylko dla niewidomych. Kiedy on mówił, odczuwałam, jak rak toczy mój żołądek.

Kiedy porządkowy odszedł, próbowałam przejść między rzędami, lecz nie potrafiłam. On powrócił i zastał mnie łapiącą z trudem powietrze do ust. Powiedziałam:

— Zabierz mnie do tylnego pomieszczenia.

— Przykro mi, siostro, lecz ja nie mogę — odrzekł. Wyszeptałam:

— Przyprowadź brata Outlaw — ponaglałam go. Brat Outlaw i kilka sióstr podeszło do mnie i on rzekł:

— Ty jesteś tylko nerwowa, siostro Waldrop. Będziemy się za ciebie modlić. Następnie ta siostra, która przyszła razem ze mną, odezwała się i rzekła:

— Nie, to nie jest nerwowość, lecz śmierć.

Zaraz potem brat Hooper i siostra McDaniel podeszli i powiedzieli do brata Outlawa, że to bardzo poważna sprawa, i jeżeli jest obecny brat Branham, niech go lepiej czym prędzej przyprowadzą. Brat Outlaw zawołał na kogoś, aby przynieść leżak, a ktoś inny jeszcze pobiegł do tylnego pomieszczenia po brata Branhama. Ja słyszałam, co się działo, lecz nie potrafiłam mówić i coraz więcej ściemniało mi się przed oczyma. Brat Branham wszedł szybko, podszedł do mikrofonu i powiedział wszystkim, aby byli pełni uszanowania, ponieważ siostra umiera na raka. Potem brat Branham zwrócił się do mnie, mówiąc:

— Spójrz na mnie, siostro.

Jego słowa były dla mnie tylko cichym szeptem, lecz on je ciągle powtarzał, aż ustąpiły te gęste ciemności. Potem zapytał mnie, czy wierzę, że anioł przyszedł do niego. Ja nie mogłam mówić, lecz on odczuł, że ja mu wierzę. Następnie powiedział:

— Dzięki Panu, siostro, twoja wiara cię zbawiła!

Kiedy modlił się po raz pierwszy, nie odczuwałam niczego. Potem modlił się ponownie, a kiedy to uczynił, ogarnęło mnie ciepłe uczucie, rozpoczynając od mego serca i przechodziło na zewnątrz i do wewnątrz, a kiedy to się stało, wszelka boleść opuściła moje ciało. Powstałam z tego leżaka. Brat Branham powiedział mi, że w przeciągu 72 godzin będę bardzo chora i będę wiele cierpieć, kiedy rak będzie opuszczał moje ciało. On powiedział, że rak jest martwy, każdy jego korzeń! On również polecił mi, abym pozostała na płynnej diecie, jak mi doradził lekarz, a Jezus powiadomi mnie, kiedy mogę spożywać twardy pokarm. On rzekł, że odrobina twardego pokarmu uśmierciłaby mnie.

Przez 72 godziny miałam ogromne bóle, aż mi zastygły łzy w oczach. Próbowałam zawołać mego męża, który spał, lecz boleść była tak intensywna, że nie potrafiłam mówić. Przyczołgałam się więc do niego, aby się modlił o siłę dla mnie, bym mogła wytrzymać te boleści. Boleść uciszyła się na kilka godzin i mogłam odpocząć. To ciągnęło się przez okres czterech do sześciu tygodni, lecz boleści ustępowały przez cały ten czas.

W końcu zadzwoniłam do lekarza i zapytałam, czy by nie dokonał prześwietlenia mojego żołądka, a on rzekł, że tak. Prześwietlenie pokazało, że moja okrężnica i ponadto wszystko inne było właśnie takie, jakie być powinno całkiem w porządku. Moje serce, które było poszerzone z powodu wszystkich tych trucizn, było obecnie normalne, a kamienie wątroby, które były tak duże jak paznokieć na moim kciuku, zniknęły.

Owego wieczoru miałam na kolację pstre fasole, cebulę, marynaty, rostbef i kołacz z jabłkami. Było to następnego dnia, kiedy byłam obejrzeć zdjęcia rentgenowskie, lecz Jezus powiedział mi, że mogę jeść i ja to rzeczywiście uczyniłam. To wszystko działo się dziesięć lat temu, a dzisiaj wszystko jest ciągle w doskonałym zdrowiu.

Jeżeli masz raka i modlono się za ciebie, a boleść ciągle trwa, tylko wytrwaj w uwielbianiu Pana za swoje uzdrowienie. Diabeł będzie ci próbował ukraść uzdrowienie, lecz wytrwaj w uwielbianiu Jezusa i patrz ciągle do góry.

Od czasu, kiedy brat Branham modlił się za mnie, nie byłam już nigdy przykuta do łóżka i nigdy nie omieszkałam pójść do zgromadzenia.

W czasie, kiedy zostałam uzdrowiona, modlono się również za mego sześcioletniego wnuka i jego tarczyca, którą miał w swoim gardle, została uzdrowiona. Dzisiaj Marvin ma 16 lat i cieszy się doskonałym zdrowiem.

Jeżeli ufasz Bogu w sprawie swego uzdrowienia, proszę mi napisać, a ja ci chętnie dodam odwagi, jak tylko potrafię.

Następne jest świadectwo Laury Walker,
z Hessel, Michigan:

Sześć lat temu umierałam na raka jelit. Moje wnętrzności były nieczułe i wydawało się, że są bez życia. Czasami dolną część brzucha czułam jako kamień, chłodną wewnątrz i na zewnątrz. Wydzielanie kału było możliwe jedynie dzięki lewatywom. Krwotoki i bóle były tak dotkliwe, że w niektóre dni było trzeba kilku lewatyw, aby sprawić ulgę.

W sierpniu 1951 roku urządzał brat Branham zgromadzenie w Erie, w Pensylwanii. Pan przemówił do mnie i rzekł:

— Idź na to zgromadzenie, a Ja cię uzdrowię.

Mieszkaliśmy w tym czasie w Port Huron, Michigan, które było oddalone o setki mil. Wydawało się całkiem niemożliwe, abym się tam udała, lecz Pan przygotował drogę i posilił mnie, abym mogła tam pojechać.

W tym czasie brat Branham używał daru rozpoznania przez swoją rękę. On mi powiedział, że mam raka, a następnie modlił się za mnie. Potem zwrócił się do mnie i powiedział:

— Córko, twoja wiara uzdrowiła cię!

Nie odczułam w tym czasie żadnej szczególnej zmiany, lecz około godziny później odczułam, że coś wewnątrz uwolniło się, odeszło. Od tego dnia do dziś czuję się doskonale i normalnie. Chwała bądź mojemu cudownemu Panu i Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Można by jeszcze przytoczyć wiele świadectw, potwierdzających moje uzdrowienie.

TO MOŻESZ BYĆ TY

Czy pomyślałeś kiedyś o sobie jako o słudze Bożym albo czy pragnąłeś być starszym i wkładać ręce na chorych, albo czy masz w sercu gorące pragnienie, aby głosić Słowo Pańskie? Być może dzisiaj masz wielką ochotę uczynić coś dla swego Pana, któremu służysz. Być może nie niesiesz ewangelii pomiędzy narody ani nie usługujesz modlitwą wiary, aby wypuścić na wolność zniewolonych ludzi. Może nie jesteś osobą posiadającą dar albo nigdy nie manifestowały się u ciebie takie dary Ducha jak uzdrowienie, cuda albo proroctwo. LECZ JEST COŚ, CO MOŻESZ CZYNIĆ, a Bóg cię prosi, abyś to czynił. Prawdopodobnie przeoczyłeś to, lecz tutaj w Słowie Bożym jest polecenie dla każdego z was.

Być może właśnie ty mógłbyś być aniołem miłosierdzia dla zgubionej duszy – mógłbyś to być ty, który przyniesiesz radosną nowinę. Mógłbyś być decydującą postacią w życiu innej osoby i byłoby to największym błogosławieństwem, jakie by mogła zanotować którakolwiek księga.

Pozwólcie, że w następnych kilku chwilach opowiem wam prawdziwe zdarzenie o takiej osobie – o aniele miłosierdzia. Mógłbyś to być ty – w najważniejszej roli w twoim życiu – będąc świadectwem o Nim i opowiadając dobrą nowinę.

Nasze opowiadanie rozpoczyna się od pani Eckenburg, która  pożegnała się ze swym mężem i wsiadła do autobusu. Jej mąż nie mógł jej towarzyszyć w tej podróży, ponieważ zabrałoby mu to dużo czasu i musiałby się zwolnić ze swego zatrudnienia, co oznaczałoby dodatkowe wydatki, na które ich nie było stać. Pan i pani Eckenburg są pięćdziesięcioletnią parą. Mają skromny domek i prowadzą prosty sposób życia, ponieważ na tyle pozwalają im ich dochody, lecz przeżyli razem śliczne chwile w swoim życiu i cieszyli się wspólnie z wielu rzeczy przez te lata. Oni są zwykłymi ludźmi, którzy musieli ciężko pracować, aby coś osiągnąć, czasami było to trudne, czasami trochę łatwiejsze.

Autobus wiózł ją obecnie do miejsca przeznaczenia, a ona nie wiedziała, co ją tam czeka. Niedługo po pojawieniu się pierwszych przejawów jej choroby, została przyjęta na Uniwersytet Stanford w San Francisco. Było to w czerwcu l955 roku i ona stała się pacjentem doświadczalnym. Pan i pani Eckenburg wybrali ten uniwersytet, ponieważ nie było ich stać na pokrycie kosztów innych kuracji, względnie innych lekarzy. Tutaj wszystkie kuracje były dla ubogich bezpłatne, a mieli ją leczyć najznakomitsi lekarze. Ona tam została zarejestrowana jako pacjent doświadczalny. To oznacza, że może wyzdrowiejesz, kiedy oni się uczą, a jeżeli nie… no cóż… Ponieważ posiadali skromne finanse, był to najlepszy wybór i jedyna ich nadzieja.

Była to jej trzecia próba poddania się kuracji. Tym razem nie miała być poddana skalpelowi chirurga, ponieważ lekarze jej powiedzieli, że rak zakorzenił się już zbyt głęboko i zasięgnął wątrobę i dalsze organy jej ciała. Kiedy oni wcześniej chcieli ją poddać operacji chirurgicznej, ona była jakoś pokierowana, aby powiedzieć: „Nie”. Nie chciała tego. A więc jej następny odpowiedni termin był umówiony na styczeń, krótko potem, kiedy minęło kilka pierwszych dni nowego roku. Pani Eckenburg z niewiadomej przyczyny odwołała ten termin, ale kiedy został ustalony jej trzeci termin, postanowiła go dotrzymać, zdawała sobie bowiem sprawę, że bóle w jej ciele i szybki rozwój raka nie pozostawiają jej żadnej innej możliwości.

Na to spotkanie zabrała z sobą niewielką torbę podróżną, którą przesłała na dworzec autobusowy w San Francisco. Swój bilet i drobne monety miała w swej portmonetce. Ona powiedziała swemu mężowi, że będzie potrzebować tylko kilka drobnych monet, ponieważ jej podróż miała być bezpośrednio na dworzec autobusowy, a stamtąd do tego uniwersytetu. Jej małżonek miał pojechać po nią do szpitala rodzinnym samochodem, kiedy tylko zostanie zwolniona. Było to 18 października i następnego dnia lekarze chcieli rozpocząć eksperyment. Zastanawiała się, co oni z nią uczynią i co uczyni jej rodzina, jeżeli ona umrze – ciągle i ciągle błąkało się to w jej myślach. Myślała również o Bogu, ponieważ jednak nie była duchową niewiastą ani nawet znowuzrodzoną, myśli te nie przenikały ją zbyt głęboko. Jednak dzięki chrześcijańskiemu prowadzeniu zdecydowała się zabrać z sobą swoją małą modlitewną książkę. Chciała ją czytać na wszelki wypadek, gdyby myśli o jej przyszłości nękały ją zanadto.

Było to wczesnym rankiem 19 października, kiedy autobus zajechał do Oakland w Kalifornii na dziesięciominutowy postój, zanim pojedzie dalej do San Francisco, po drugiej stronie zatoki. Kiedy autobus przyjechał na przystanek, wszyscy pasażerowie opuścili go, lecz pani Eckenburg, zmęczona  podróżowaniem, pozostała na swoim siedzeniu. Wkrótce miała być w San Francisco i wiedziała, że tam miała wysiadać. Kiedy tam siedziała,  usłyszała głos, który przemówił do niej:

— Idź na ulicę i przechadzaj się — i to z takim naciskiem, że natychmiast usłuchała. Kiedy przechadzała się bezcelowo, usłyszała znowu głos, mówiący:

— Zatrzymaj się na 14 ulicy.

Na 14 ulicy osłabła jej siła i ona zrobiła sobie dość długą przerwę.  Spostrzegła kawiarnię po drugiej stronie ulicy. Wstąpiła do kawiarni Fostera, wypiła filiżankę kawy i po kilku minutach wyszła znowu na ulicę. Przeszła krótki odcinek, ale niebawem zmęczyła się ponownie i oparła się o ścianę budynku, aby odpocząć. Wtedy właśnie jej oczy spoczęły na pani, która siedziała na ławeczce na przystanku, czekając na przyjazd miejscowego autobusu. Wahała się przez krótką chwilę, a potem zdecydowała się pójść i usiąść na tej ławce. Kiedy usiadła, zauważyła, że ta pani obok niej czyta książkę. Przyszło jej na myśl, że również może czytać dla pocieszenia swoją niewielką modlitewną książkę. Nasza scena jest na pozór prosta – tylko dwie panie siedzące na ławeczce przystanku autobusowego, czytające książki. One były dla siebie zupełnie obce, lecz nie na długo.

Bóg pokierował panią Eckenburg do anioła miłosierdzia, który miał radosną nowinę. On ją prowadził z dworca autobusowego, a obecnie posadził  obok innej niewiasty, którą On wybrał, aby jej przyniosła „dobrą nowinę”, radosną wieść ewangelii, i aby się o nią zatroszczyła. Po kilku chwilach  nawiązały rozmowę. Wymieniły kilka zdań i wkrótce pani Eckenburg spostrzegła, że mówi tej zupełnie obcej osobie o swej chorobie i o celu swej podróży. Ta niewiasta powiedziała:

— Popatrz na książkę, którą właśnie czytam: „Mąż posłany od Boga”. Ten człowiek jest tutaj w Oakland i rozpoczyna swoje zgromadzenie dzisiaj wieczorem. On będzie się modlił za ciebie. Wielu zostało uzdrowionych z choroby raka.

Pani Eckenburg patrzyła na chwilę zdziwiona na tę kobietę, nie wiedząc, co o tym myśleć. Ona nie rozmyślała dzisiaj o Bożym uzdrowieniu, albo żeby takie rzeczy mogły się dziać. Jej nowa przyjaciółka przerwała jej myśli wielu wzruszającymi relacjami o Bożym miłosierdziu i o uzdrawianiu w dzisiejszym czasie dla cierpiących ludzi. Pani Eckenburg nie słyszała nigdy takich inspirujących słów i one przyniosły pokój do jej serca. Została pocieszona i zarazem pokrzepiona. Nigdy przedtem nie słyszała kogoś, mówiącego w ten sposób i o takich wielkich i cudownych sprawach!

Ponownie jej myśli zostały przerwane przez bezpośrednie zaproszenie tej niewiasty, która rzekła:

— Chodź do mego pokoju i odpocznij, a dzisiaj wieczorem zabiorę cię na zgromadzenie. Mam pokój zaraz po przeciwległej stronie ulicy.

Pani Eckenburg i owa pani przeszły na drugą stronę ulicy i ona postarała się o pokój dla pani Eckenburg po drugiej stronie korytarza, naprzeciw swego pokoju. Kiedy wynajęły ten pokój i ulokowały się, pani Eckenburg zdecydowała się odpocząć na chwilę i poszła do swego pokoju, aby się położyć. Zaczęła rozmyślać o tym, co powiedziała jej ta niewiasta. Po raz pierwszy w swoim życiu pani Eckenburg przebiła się do ducha modlitwy i modliła się ciągle dalej i dalej, dopóki jej serce nie zostało napełnione pokojem, jakiego nie znała nigdy przedtem. Całe popołudnie spędziła na modlitwie i we łzach, oraz w towarzystwie swej nowej przyjaciółki.

Kiedy zbliżał się początek zgromadzenia, jej przyjaciółka zabrała ją na miejsce zgromadzeń do Civic Audytorium w centrum miasta Oakland. Po przybyciu jej przyjaciółka pomogła jej znaleźć siedzenie i otoczyła ją delikatną troskliwością. Po krótkiej chwili Billy Paul Branham zapytał się jej, czy chce kartę modlitwy. Ona powiedziała „tak” i podziękowała mu. Wkrótce rozpoczęła się usługa i było to takie kazanie, jakiego pani Eckenburg jeszcze nie słyszała w swoim życiu. Ono sprawiło, że płakała i została napełniona bojaźnią. Nigdy nie obchodzono się z nią tak życzliwie jak dzisiaj ani nigdy nie słyszała o tych cudownych rzeczach. A obecnie została wywołana karta modlitwy i ona miała stanąć przed tym Bożym mężem. Kiedy on modlił się za pozostałych czternastu, którzy byli przed nią, a dalszych wywoływał spośród słuchaczy, ona wiedziała, że ten mąż da jej odpowiedź, jakiej nie miała ani ona, ani lekarze.

Za kilka chwil Rose Eckenburg stanęła przed kaznodzieją Branhamem. On jej powiedział, że jest zacieniona przez śmierć i ma raka na wątrobie. Zapytał się, czy wierzy, że Bóg ją uzdrowi, jeżeli on będzie się modlił za nią. Jej odpowiedzią było: „tak” i wybuchnęła płaczem.

Następnego dnia, 20 października 1956 roku o godzinie 7 rano Rose Eckenburg wydzieliła ze swego ciała spore kawałki zepsutego ciała i silno zakażonej krwi. W następnym tygodniu 24 października 1956 o godzinie 11 wydzieliła ona wielki stwardniały nowotwór i dalsze zakażenia, za którym nastąpił normalny krwotok, który oczyścił jej krew od zakażenia i odoru.

Przyjaciele, Rose Eckenburg żyje do dziś i nawróciła się prawdziwie do Pana. Jest to naprawdę błogosławieństwo Boże, lecz przypomnijcie sobie, gdzie rozpoczęło się to w wypadku Rose Eckenburg – na ławce przystanku autobusowego, gdzie spotkała posłańca ze świadectwem radosnej nowiny ewangelii.

W pięciomilionowym mieście Bóg pokierował ją do zupełnie obcej osoby. Mógłbyś to być ty, drogi przyjacielu, kiedy będziesz następnym razem sam na ławce przystanku autobusowego, w swoim samochodzie albo na ulicy, albo w kawiarni. Gdziekolwiek by to było, możesz mieć na swym sercu i na twoich wargach słowa, które mogą przynieść życie umierającemu, beznadziejnemu, słaniającemu się rodzajowi ludzkiemu. Odtąd pamiętaj świadczyć, a tym aniołem miłosierdzia… możesz okazać się ty.

POTĘŻNY ZWYCIĘZCA

Dzisiaj wieczorem pragnę czytać z księgi Objawienia Pana Jezusa, w 6 rozdziele pierwsze dwa wersety:

I widziałem, jak Baranek zdjął pierwszą z siedmiu pieczęci i usłyszałem głos jednej z czterech postaci, donośny jak grzmot, mówiący: Chodź!

I widziałem, a oto biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył, jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać.

Moim tematem na tych kilka chwil dzisiaj wieczorem będzie: „Potężny Zwycięzca.” Wierzę z całego mego serca, że pochwycenie kościoła będzie miało miejsce przed uciskiem. Otóż, jest wielu nauczycieli, którzy nie będą się z tym zgadzać, ale ja nie mam wykształcenia i studiuję Biblię często tylko w przedobrazach, a te przedobrazy są cieniami. A jeśli rozumiemy cień czegoś, to mamy ogólne pojęcie o tym, jak wygląda pozytyw. Podobnie jak potop w czasie Noego: ani kropla wody nie spadła, dopóki Noe i wszystko, co miało być zachowane przed potopem, nie było wewnątrz arki i dopóki drzwi nie zostały zamknięte. A widzimy, że zanim jedyny kawałek ognia mógł spaść z nieba na Sodomę i Gomorę, Lot musiał opuścić miasto i ujść przed sądem, który przyszedł na te miasta, bowiem sprawiedliwy sędzia nie będzie sądził sprawiedliwego razem z niesprawiedliwym, ponieważ wierzący już został osądzony, kiedy Chrystus został osądzony zamiast niego. Dlatego byłoby niesprawiedliwe, gdyby święty Bóg osądził kogoś z nas ponownie, potem kiedy On już przyjął sąd, który Chrystus poniósł za nas.

Teraz do naszego tematu: Potężny Zwycięzca. Człowiek lubi przezwyciężać, a przezwyciężać to wielka rzecz. Zwycięzca to ktoś, kto przezwyciężył swego nieprzyjaciela – to jest, jak wierzę, powodem tego, że Pismo mówi: „My jesteśmy więcej niż zwycięzcami”, bowiem On przezwyciężył za nas. A ludzie w tych znamiennych czasach, kiedy wyruszają naprzód i przezwyciężają, często mają następnie wielką uroczystość.

Mówią nam, że kiedy ostatni niemiecki przywódca Adolf Hitler pokonał Francję, usiadł koło Łuku Triumfalnego i dokonał przeglądu swej wielkiej armii, która przechodziła koło niego, jego czołgi przejeżdżały, jego samoloty grzmiały nad głową, aż zaćmiły niebo. Lecz to nie było trwałe, bowiem jeśli jakiś człowiek ma być zwycięzcą, jego cele muszą być prawe, jego motywy muszą być właściwe. Jeżeli nie grasz uczciwie swej gry, poniesiesz stratę, bez względu na to, jak wielkim jesteś zwycięzcą. Musisz postępować w prawy sposób, aby być zwycięzcą, nie oszustem, który wygrał grę. Lecz Hitler nigdy nie przestrzegał tych zasad, on chciał całą moc dla siebie, wszelką chwałę dla siebie. To był niedobry cel, a każdy człowiek z takimi samymi motywami i sposobami, jakie miał Hitler, skończy tak samo jak on.

Powiadają, że wielki Konstantyn, kiedy był na swej wyprawie do Rzymu, miał sen tuż przedtem, zanim miała być stoczona bitwa. On się niepokoił tego wieczoru, zanim poszedł spać, odnośnie wyniku bitwy, do której miał stanąć następnego dnia. Tej nocy śnił mu się sen o białym krzyżu, a jakiś głos powiedział do niego: „Dzięki temu zwyciężysz”. Więc on zbudził swoich towarzyszących mu żołnierzy i oni namalowali na swoich tarczach białe krzyże, i on odniósł zwycięstwo. Przychodzi mi teraz na myśl dalszy człowiek: kilka lat temu stałem pod Waterloo w Belgii, gdzie pewnego mężczyznę, imieniem Napoleon, spotkała krwawa i haniebna klęska. Kiedy tam stałem, ktoś wręczył mi małą książkę i ja zacząłem czytać historię tego wielkiego męża. On rozpoczął jako wielki wojownik i w wieku 33 lat podbił cały świat, lecz on również miał niewłaściwe cele. Chciał mieć moc tylko dla siebie i chciał, aby się go każdy bał. Kiedy Napoleon miał 33 lata, cały świat drżał na samą myśl o nim – był on złym człowiekiem, mordercą. Rozpoczął jako ten, kto wprowadził prohibicję, a umarł jako alkoholik.  Nie możecie zwyciężać przez zło. Tylko prawda przezwycięży. Nigdy nie zwyciężycie przez propagowanie jednej denominacji więcej od drugiej – zwyciężycie tylko wtedy, kiedy usuniecie przegrody i pozwolicie Duchowi Świętemu wejść do całego ciała Chrystusowego. Nigdy nie zwyciężymy w oparciu o samolubne motywy. Bóg nienawidzi grzechu i On mu nie pozwoli triumfować przez zło. Napoleon umarł w wieku 33 lat jako zwycięzca nad światem, a grzech go przezwyciężył – lecz ach, był inny mąż, który umarł w wieku 33 lat, który zwyciężył nad światem, pokonał piekło, pokonał śmierć i pokonał każdego nieprzyjaciela ludzkiej rasy. Był to nasz błogosławiony Pan Jezus, potężny Zwycięzca. On nie przyszedł, aby przezwyciężyć sam dla Siebie – Jego celem było czynić wolę Boga, który Go posłał. Nie walczył sam dla Siebie, On wydał samego Siebie. Na krzyżu powiedział:

— Mógłbym powiedzieć Memu Ojcu i On by Mi natychmiast posłał legiony aniołów. — Lecz On przyszedł, aby zwyciężyć dla upadłej rasy Adama i pokonał każdego nieprzyjaciela upadłej rasy Adama, i oni zostali położeni pod Jego stopy.

Widzę potężnego Zwycięzcę, naszego Pana, kiedy był tutaj, kiedy stał obok człowieka, który był skuty w łańcuchach i związany przez demoniczną moc. Żadna armia nie mogła go poskromić z powodu jego mocy, a często on rwał te łańcuchy. Nikt nie mógł go pokonać, a złe duchy wypędziły go spomiędzy ludzi i on uczynił sobie mieszkanie w grobach. Ktokolwiek wchodził mu w drogę, tego on pokonywał. Lecz pewnego dnia szedł drogą niewielki mężczyzna – Biblia mówi: „Nie było na Nim piękności, abyśmy Go pożądali” – i ten demon pomyślał sobie:

— Oto sposobna pora, abym pokonał tego niepozornego jegomościa — a demony opętały tego człowieka i on wyszedł na drogę, aby się z Nim spotkać. Kiedy podbiegł do Niego, aby go pokonać, On podniósł swoje oczy i demony zmieniły swój ton. Zamiast próbować go pokonać, one rzekły:

— Ty Święty Boży, przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas? — One wiedziały, że „trafiła kosa na kamień” – wielki, potężny Zwycięzca z niebios stał tam obecny. On nie był dość duży fizycznie, aby rozerwać te łańcuchy, fizycznie On nie był zdolny poskromić tego człowieka, który był opętany przez demony, lecz w Nim była moc Wszechmogącego Boga, przed którym demony musiały się skłonić. On przezwyciężył tego nieprzyjaciela, aby odtąd rasa Adama, która jest związana przez takiego ducha, miała przywilej wziąć imię tego wielkiego, potężnego Zwycięzcy i wyrzucić nieprzyjaciela precz.

Widzę Jego, naszego potężnego Zwycięzcę, jak On wchodzi do pokoju teściowej Piotra, która leżała chora, mając wysoką gorączkę – On nie mówi ani słowa, On tylko podchodzi i dotyka jej ręki, a ta choroba zostaje pokonana. On przezwyciężył choroby dla rasy Adama. Pewnego dnia, kiedy Jego bliski serdeczny przyjaciel umarł, On był oddalony o cztery dni drogi. W międzyczasie to ciało zaczęło się roić od robactwa skórnego, a ręka, którą On kiedyś potrząsał i te ramiona, które On obejmował, były obecnie pokonane przez skażenie i śmierć. Widzę Go, stojącego przy boku Łazarza, i Jego oczy pełne łez, kiedy On powiedział:

— Łazarzu, wynijdź — a skażenie oddało z powrotem swoją ofiarę i śmierć wydała duszę tego człowieka, ponieważ potężny Zwycięzca przemówił. Tego On dokonał dla wszystkich dzieci Adama. Cieszę się tak bardzo, że On jest również moim przyjacielem, bowiem kiedyś, jeżeli Jezus będzie zwlekał, będziemy wszyscy odpoczywać w ten sposób.

Pewnej nocy, kiedy On przeprawiał się przez jezioro, potężne żywioły tej ziemi stały się nieposłuszne. On odpoczywał w tylnej części małej łódki, a wiatry stały się gwałtowne i wzburzyły bardzo to jezioro. Wkrótce ta mała łódka nabrała dużo wody i uczniowie obawiali się bardzo, więc pośpieszyli, aby Go zbudzić. Kiedy On się przebudził, strofował ich, mówiąc:

— O wy małowierni, gdzież jest wasza wiara? — Innymi słowy: — Widzieliście Mnie czynić wszystkie te rzeczy dzień po dniu, widzieliście tego szaleńca, wyzwolonego i wypuszczonego na wolność,

widzieliście, jak gorączka opuszcza waszą teściową, widzieliście, jak umarły został wskrzeszony! Gdzież jest wiara wasza? — Potem On położył Swoją nogę na burcie tej małej łódki, spojrzał do góry i powiedział:

— Uspokój się, ucisz się! — A wszystkie nawałności uspokoiły się jak niemowlę w ramionach swej matki. Wiatry i fale były Mu posłuszne.

Na drugiej stronie jeziora, dokąd oni zmierzali, żyła niepozorna niewiasta, która poświęciła wszystkie swoje pieniądze, aby odzyskać zdrowie, ale ciągle chorowała na krwotok. Lekarze, którzy wzięli od niej pieniądze, sumiennie starali się jej pomóc, chociaż jednak uczynili wszystko, co mogli, krwotok ciągle nie ustawał. Ona usłyszała, że Jezus nadchodzi w jej kierunku, więc odeszła z nad brzegu jeziora i przedzierała się przez ten tłum, aż ją opuściły siły. Lecz jej wiara była skierowana na to, aby tylko dotknąć podołka Jego szaty i ona to uczyniła. Przez dotknięcie się potężnego Zwycięzcy choroba, która niepokoiła lekarzy, usłuchała woli potężnego Zwycięzcy i krwotok ustał.

Przypominacie sobie, kiedy śmierć uderzyła w dom Jaira? Jego mała dwunastoletnia dziewczynka ciężko zachorowała i oni prosili Jezusa, aby przyszedł, lecz kiedy On zbliżał się do domu Jaira, spotkali gońców, którzy mówili:

— Nie trudź Mistrza, bowiem córka już umarła. — Już teraz wszystko przepadło. Czasami znajdujemy się w takiej sytuacji i myślimy, że już nie ma żadnej nadziei. Lecz On jest ciągle potężnym Zwycięzcą. Kiedy wszelka nadzieja przepadła, On jest ciągle tym samym. Oni z pewnością myśleli, że wszystko przepadło, lecz Pan zwrócił swoje kosztowne oczy na Jaira i rzekł:

— Nie bój się, tylko wierz, a zobaczysz chwałę Pana.

Jezus wszedł na salę, gdzie leżała zmarła córeczka Jaira, która mogłaby dopiero końcu czasów powrócić na nowo do życia. Lecz czy zdajecie sobie sprawę z tego, że Początek i Koniec stał tam obok niej? On ujął ją za rękę i rzekł:

— Dzieweczko wstań! — a śmierć została pokonana i ona powstała na swoje nogi i żyła. Największym nieprzyjacielem, jakiego kiedykolwiek miał człowiek, była śmierć – dotyczy to wszystkich ludzi – i On poszedł pewnego dnia na Golgotę, aby tam na krzyżu odniósł – raz na zawsze – zwycięstwo dla całego rodzaju ludzkiego. On przezwyciężył największego nieprzyjaciela, jakiego kiedykolwiek miał człowiek – On pokonał śmierć dla nas wszystkich. Potem, kiedy On umarł, nie skończyło się to, On ciągle musiał być potężnym Zwycięzcą, bowiem Biblia mówi, że On poszedł i głosił duszom, które były w więzieniu, tym, które odrzuciły poselstwo Enocha i Noego, i tym w Sodomie oraz tym, które odrzuciły proroków. On im świadczył, że jest wypełnieniem poselstwa każdego proroka, potężnym Zwycięzcą, lecz oni przekroczyli granicę między śmiercią i życiem, przekroczyli tę rozdzielającą linię i dla nich już nie było nadziei. On wstąpił na tereny szatana – demonów i On je przepędził, i poszedł wprost na samo dno najciemniejszego piekła, ciągle w Swej istocie, chociaż Jego ciało wisiało spokojnie na krzyżu. On był ciągle wielkim i potężnym Zwycięzcą, a kiedy minęło już 1900 lat, On jest ciągle potężnym Zwycięzcą i On będzie na wieki potężnym Zwycięzcą! Kiedy On dotarł do samych drzwi piekła, (posłużymy się tutaj takim małym dramatem) mogę oglądać, że diabeł przyśpieszył kroku i powiedział:

— Nareszcie cię mam, nareszcie przyszedłeś. Przez cały czas próbowałem zniszczyć to nasienie. Myślałem, że cię mam, kiedy zabiłem Abla; byłem pewien, że cię mam, kiedy zgładziłem proroków; a kiedy Janowi ścięto głowę, byłem przekonany, że cię mam. Lecz teraz jesteś tutaj, jesteś w moim królestwie i jesteś pod moją władzą, i jesteś w mojej mocy, ponieważ umarłeś jako grzesznik.

O, mogę słyszeć, jak Jezus mówi:

— Szatanie, Ja jestem Synem Bożym, urodzonym z dziewicy, moja krew jeszcze broczy na krzyżu, spełniłem wszelkie sprawiedliwe wymagania wobec upadłej rasy Adama i zstąpiłem tutaj na dół, aby przezwyciężyć i aby ją przejąć do swoich rąk!

On sięgnął ręką w kierunku diabła, chwycił klucze śmierci i piekła, powiesił je u swego boku i wrzucił diabła do otchłani, na należne mu miejsce! Ciągle potężny Zwycięzca.

Potem zaczął powracać na ziemię, triumfując nad śmiercią i piekłem, aby odnieść zwycięstwo nad grobem. Lecz kiedy wspinał się do góry po tej pełnej triumfu drodze, usłyszał, że śpiewano hymny i on wiedział, że przybył w pobliże bram raju, gdzie oczekiwali ci, którzy zważali na poselstwo Noego i ci, którzy zważali na poselstwo proroków, ponieważ oni nie mogli się podnieść, dlatego że opar grzechu wisiał nad ziemią, a krew byków, kozłów i owiec nie mogła dokonać pojednania za ludzi. Dlatego oni byli trzymani na miejscu zwanym rajem. Nad ziemią znajdował się opar grzechu i oni nie mogli podnieść się do góry,  jedynie On, który zstąpił na dół.

On podszedł do drzwi raju i zapukał w nie lekko. Ojciec Abraham otworzył drzwi i przez kilka sekund stał jak urzeczony, a następnie zawołał:

— Saro, chodź tutaj tylko na chwileczkę. Czy to nie jest Ten sam,

któremu upiekłaś podpłomyk? Czy to nie jest Ten, który siedział pod dębem owego dnia? — Sara mówi:

— To jest Ten, który był odwrócony swymi plecami do namiotu i On zauważył moje myśli, kiedy śmiałam się w moim sercu, potem kiedy On powiedział, że w moim podeszłym wieku będę miała dziecię.

Jezus przemówił i rzekł:

— Dzieci, przyszedłem, aby was stąd zabrać. Przezwyciężyłem tę straszną rzecz zwaną grzechem.

Następnie podszedł dalszy mężczyzna i stanął za Abrahamem, a kiedy przyjrzał się bliżej, ponad ramionami Abrahama, on również stanął jak urzeczony. Był to prorok Daniel i on zawołał:

— To jest ten kamień, który widziałem wycięty z góry bez pomocy ludzkich rąk, który miał zniszczyć królestwa świata. Następnie podszedł kolejny mężczyzna – był to prorok Ezechiel, a kiedy ujrzał Jezusa, powiedział:

— To jest to koło kręcące się w środku koła, które widziałem zawieszone w powietrzu.

Każdy widział Go w tej postaci, jak o Nim głosił. Następnie podbiegli trzej mężczyźni i oni szybko minęli Abrahama, aby spojrzeć na Pana – byli to Sadrach, Mesach i Abed-Nego. Oni krzyczeli i płakali głośno:

— To jest ten mąż, który stał z nami w ognistym piecu, kiedy Nabuchodonozor wrzucił nas do niego. O, moi przyjaciele, dzisiaj wieczorem śpiewaliśmy o Nim, oddawaliśmy Mu chwałę i opowiadaliśmy Jego historię nieomal całemu światu, ale co będzie, kiedy ujrzymy Go jako Różę Sarońską, Lilię w Dolinie, jako najpiękniejszego z dziesięciu tysięcy dla naszych dusz, Alfę i Omegę, Początek i Koniec, Króla Chwały!

A Pan powiedział do nich:

— Naśladujcie mnie — i On zaczął podnosić się ponad ziemię ze wszystkimi świętymi Starego Testamentu, On ich prowadził, a w Swojej szacie zbroczonej Swoją własną krwią On przebił się ponad atmosferę. Niech będzie błogosławione Jego Imię! On przeciął piekielną mgłę otaczającą ziemię i wyciął pewną przestrzeń na firmamencie w tym celu, aby wszystkie zgubione dzieci Adama mogły się przemodlić do zwycięstwa. On pokonał atmosferę, On pokonał grzech, On pokonał śmierć, On pokonał piekło i grób i podniósł się triumfalnie – ponad najwyższe gwiazdy, powyżej księżyca i słońca – On podniósł się ze świętymi Starego Testamentu. O, jaka to musiała być wspaniała defilada z PRAWDZIWYM ZWYCIĘZCĄ! Po chwili zobaczyli widok tego wspaniałego miasta i Abraham powiedział do Sary:

— Chodź tutaj, kochanie — a ona zawołała, aby przyszedł Izaak,

Izaak zawołał Jakuba, Jakub zawołał Józefa, a kiedy stanęli po boku Abrahama, on rzekł:

— To jest to miasto, które widziałem, którego budowniczym i twórcą jest Bóg. Pielgrzymowałem po ziemi, szukając tego miasta, ale nigdzie go nie znalazłem, lecz obecnie zbliżyliśmy się do tych wielkich bram.

Tacy wielcy ludzie, jakimi oni byli, a jednak był potrzebny potężny Zwycięzca, aby pokonać grzech i przyprowadzić ich do tego pięknego miasta.

Światło wychodzące z wewnątrz tego miasta było mocne i jasne,

perłowe bramy promieniowały, a Jezus tam na przedzie kontynuował swój marsz. Wkrótce wszyscy aniołowie wystąpili na szczyty budynków i spoglądali w dół na te wielkie maszerujące zastępy. A kiedy się zbliżyli, święci Starego Testamentu wydali potężny okrzyk:

— Otwórzcie się bramy wieczne i zostańcie otwarte, i wpuśćcie

Króla Chwały – potężnego Zwycięzcę!

Aniołowie odkrzyknęli w odpowiedzi, mówiąc:

— Kim jest ten Król Chwały? — A święci Starego Testamentu zawołali:

— Pan Zastępów, potężny w boju! — Bramy się otwarły, a On umieścił u tych bram ten stary, szorstki krzyż, tak że każdy mężczyzna albo niewiasta, którzy będą kiedykolwiek przechodzić przez tę bramę, będą się musieli skłonić przed tym krzyżem i uznać Jego jako potężnego Zwycięzcę. A ci aniołowie, tysiące tysięcy i krocie tysięcy wołały i krzyczały, i chwaliły Pana, kiedy ten wielki, potężny Wojownik wiódł pojmanych więźniów i rozdał dary ludziom, maszerując ulicą tego wielkiego miasta. Nie przy Łuku Triumfalnym, jak w wypadku Adolfa Hitlera, lecz w sferach chwały aniołowie śpiewali i chwalili Poranną Gwiazdę, kiedy On ciągnął ulicami miasta jako potężny Zwycięzca. Przezwyciężył grzechy świata i wywiódł triumfalnie sprawiedliwych. Oni szli ulicami tego miasta, aż przyszli do tronu. Tam na tronie siedział potężny Jahwe, a kiedy Jezus przyszedł do tronu, upadł do Jego kolan i rzekł:

— Ojcze, zakończyłem to dzieło, które mi poleciłeś wykonać: Spłaciłem dług za grzech, mam klucze zarówno śmierci jak i piekła, a Twój nieprzyjaciel jest pokonany. Oto są Twoje dzieci, które cierpliwie oczekiwały na tę godzinę.

I  widzę Ojca, jak  mówi:

— Wstąp tutaj na mój tron, mój Synu, i usiądź tutaj, dopóki nie uczynię każdego nieprzyjaciela podnóżkiem Twoich stóp. I oto On siedzi, potężny Zwycięzca.

Ufając Jego Słowu, wierząc wszystkiemu, co On mówi, ufając Temu, który jest dla mnie wszystkim, moim tchnieniem, moim życiem i wszystkim, co posiadam, dzisiaj wieczorem oddaję się całkowicie Jemu – ciałem, duszą i duchem – wyglądając Jego drugiego przyjścia w chwale. Kiedy jestem smutny, ufam Jemu, kiedy się cieszę, ufam Jemu, kiedy jestem chory, ufam Jemu, kiedy jestem zgubiony, ufam Jemu – cokolwiek mi się przytrafi, ufam Jemu!

Przychodzi mi na myśl niewielkie zajście, które wydarzyło się niedawno. Jeszcze tego nigdy nie opowiadałem przed publicznością. Byłem na polowaniu w górach Adirondack. Moja matka jest częściowo Indianką i ja miłuję lasy, wy wiecie, że nawet moja mowa zdradza to – miłuję lasy i góry, one są dla mnie wypoczynkiem. Następnego dnia powiedziałem do mojej żony:

— Kochanie, Bóg pomagał mi we wszystkim, co kiedykolwiek czyniłem. Jestem kiepskim rybakiem, pomimo tego złowiłem kilka rekordowych ryb na najbardziej tajemniczych miejscach, na które by się nie udał żaden rybak. Sprawia to Pan! Strzelałem z karabinu na odległość 500 i 600 metrów, całkiem bez jakiegoś szczególnego zamiaru i trafiałem w cel 33 razy pod rząd, chociaż jestem kiepskim strzelcem. Sprawia to Pan! Myślałem, że jestem po prostu zbyt dobrym traperem na to, aby się zgubić. Właśnie się ożeniłem, a Billy był wówczas małym chłopcem jego matka umarła przeszło pięć lat temu – i ja zabrałem moją żonę Medę i mego syna Billy w głąb gór Adirondack. Znajdowaliśmy się w niewielkiej przybudówce, czekałem na przybycie leśniczego i powiedziałem:

— Sądzę, że wyjdę, aby upolować jakąś dziczyznę. Czekajcie tutaj, a kiedy przyjdzie leśniczy, Medo, on ci otworzy tę chatę. — Zostawiłem ich więc w tej małej przybudówce i wyruszyłem do lasów. Przechodziłem tymi górami – myślałem, że znam góry Adirondack tak dobrze, znałem tam każde drzewo – lecz, kiedy przyjdziecie do miejsca, o którym myślicie, że je znacie coś niecoś, to nie znacie go tak, jak powinniście go znać. Polując, zagłębiałem się coraz bardziej do lasów, tropiłem ten ślad, a potem znów tamten. W końcu udało mi się podejść wielkiego jelenia, którego tropiłem i zastrzeliłem. Był już czas udać się z powrotem, ponieważ obiecałem Medzie, że powrócę około drugiej godziny, wypatroszyłem więc mego jelenia i udałem się do chaty. Kiedy wyruszyłem, spostrzegłem, że mgła spuściła się do dolin i zaczął podać śnieg, lecz ja ciągle szedłem dalej. W końcu, po długim czasie powróciłem wprost do mego jelenia. To mnie zaniepokoiło, lecz wyruszyłem jeszcze raz i znów powróciłem do mego jelenia. Indianie nazywają to śmiertelnym marszem, ciągle chodzicie w kółko.

O tej porze roku wieją silne wiatry i każdy wie, że w górach, kiedy mgła opuści się w dół, to widzisz zaledwie swoją rękę przed sobą i jedyną rzeczą, którą można uczynić, jest wejść do jakiegoś schronienia, ukryć się, zdobyć coś do zjedzenia, jeżeli możesz coś znaleźć i pozostać tam, dopóki to nie przeminie. Lecz ja tego nie mogłem uczynić, miałem żonę i dziecko w tych lasach i oni by umarli w czasie burzy, więc nie mogłem tak postąpić. Musiałem próbować ponownie i kiedy zaszedłem tak daleko, jak sądziłem, że powinienem iść, pomyślałem:

— No cóż, zgubiłem się. — Następnie pomyślałem:

— Czekaj chwileczkę, Billy Branhamie, nie zgubiłeś się, tylko tak

myślisz. Usiądź na chwilę i zorientuj się w swojej sytuacji.

Kiedy już chciałem usiąść, sypnęło śniegiem, wiatr kręcił drzewami i powalał je na ziemię, pomyślałem znowu o mojej żonie i dziecku. Meda nigdy w życiu nie była poza miastem, chyba tylko na przejażdżce na wieś i z powrotem. Co ona  pocznie, jeżeli ja zgubię się w górach? Ona by straciła zmysły, ona  umarłaby  do rana, ona i moje dziecko. Powiedziałem sobie jednak:

— Och, jesteś zbyt dobrym traperem na to, aby się zgubić. Otóż,

jak wiecie, instykt mówi ci, abyś się udał właśnie w tym kierunku, ponieważ wiatr wiał ci do twarzy, kiedy wchodziłeś na pagórek, i tak musi być, kiedy będziesz schodził z tego pagórka na dół.

— Wyruszyłem więc ponownie, a kiedy to uczyniłem, coś zaczęło mówić:

— Jam jest zawsze obecny ku pomocy w tarapatach. Powiedziałem sobie:

— Obecnie chyba odchodzę od zmysłów. Myślę, że słyszę jakiś głos, który mówi do mnie.

Potrząsnąłem głową i powiedziałem do siebie:

— Idź dalej, chłopcze, opamiętaj się, idź nieustannie. Zmierzasz wprost do swego obozu. — Myliłem się jednak, zdążałem prosto do Kanady, nie wiedząc o tym, a ten głos ciągle mówił:

— Jam jest Pan, Jam jest zawsze obecny ku pomocy w tarapatach.

I mówiło to coraz głębiej i głębiej wewnątrz mnie, aż w końcu zatrzymałem się, oparłem moją strzelbę o drzewo, położyłem moją starą myśliwską czapkę na ziemię, uklęknąłem i powiedziałem:

— Panie, ja nie jestem traperem, zgubiłem się, biedny i nędzny chłopiec. Nie jestem godny życia, lecz proszę, okaż miłosierdzie dla mojej żony i dziecka. — Myślałem, że mógłbym przezwyciężyć każdą burzę, każdy las, stwierdziłem jednak, że nie jestem zwycięzcą. Kiedy się modliłem, zacząłem się czuć naprawdę dobrze. Powstałem i wyruszyłem ponownie, a kiedy to uczyniłem, odczułem, jak potężny Zwycięzca położył Swoją rękę na moim ramieniu i zatrzymałem się zaskoczony, sądziłem bowiem, że jestem sam w tych lasach. Odwróciłem się, aby zobaczyć, kto położył swoją rękę na moim ramieniu, ale nie było tam nikogo. Lecz kiedy spojrzałem wstecz, zobaczyłem wieżę na górze, punkt orientacyjny, z którego zawsze korzystałem w tych lasach. Wspólnie z leśniczymi naciągnęliśmy kabel telefoniczny do tej wieży i ja dobrze znałem drogę wzdłuż tego przewodu, ponieważ pomagałem go naciągać. Spojrzawszy ponownie na tę wieżę uświadomiłem sobie, że szedłem na śmierć, nie wiedząc o tym, lecz „On jest zawsze obecny ku pomocy w tarapatach”. Co to było? Była to Jego potężna ręka, która odwróciła nawałnicę śnieżną, abym mógł zobaczyć tę wieżę. Był to On, który pokonał wiatr i fale zagrażające Jego uczniom, a obecnie On pokonał tę burzę, która mi zagrażała, On powstrzymał potężną burzę, aby wyratować takiego nędznika, jakim jestem ja.

Skierowałem moją twarz w kierunku tej wieży, zachowując prosty kierunek. Ściemniło się bardzo, lecz ja nie odwróciłem mojej twarzy od tego kierunku. Wiedziałem, że teraz natrafię na ten przewód, który prowadził od wieży do chaty, a obok tej chaty była mała przybudówka, gdzie znajdowała się moja żona i syn.

Kiedy tak szedłem, ciągle śpiewałem: „Ufam memu Panu, stoję na Jego Słowie”. Pomyślałem:

— O, gdybym tylko mógł natrafić na ten kabel telefoniczny! —

Szedłem ciągle dalej z ręką podniesioną do góry tak, abym mógł go dotknąć, kiedy będę przechodził pod nim. Straciłem już nieomal wszelką nadzieję, kiedy moja ręka natrafiła na coś – był to ten kabel! Nie chciałem puścić tego kabla, odrzuciłem moją strzelbę, zdjąłem kapelusz i tam w tych ciemnościach płakałem jak dziecko, wiedziałem bowiem, że Bóg mi pomógł, a na końcu tego kabla czekają na mnie moja żona i dziecko. Trzymałem się tego kabla przez cały czas, kiedy schodziłem z tej góry, i bez szwanku dotarłem do moich ukochanych.

Bracie, pewnego dnia, kiedy byłem zgubiony, w jeszcze gorszej sytuacji niż wówczas, usłyszałem głos, który przemówił do mnie i rzekł:

— Jam jest ciągle potężnym Zwycięzcą, który może oczyścić wszystkie twoje grzechy. — Dotknąłem moją ręką mocy Wszechmogącego Boga, która wstrząsnęła mną i oczyściła od głowy do stóp. Pragnę się Go trzymać, bowiem na końcu tej drogi czeka mój Zbawca i moi umiłowani. Pragnę się trzymać tego kabla, który prowadzi z krzyża do chwały i ufać Jemu aż do śmierci, bowiem On przezwyciężył wszystkich moich nieprzyjaciół, On przezwyciężył moje choroby, On zwyciężył nad mymi grzechami i On uczynił mnie „więcej niż zwycięzcą w Jezusie Chrystusie”, który pokonał wszystko dla mnie. O, przyjacielu grzeszniku, jeżeli jesteś zgubiony, jeżeli potrzebujesz uchwycić się Jego ręki, która cię poprowadzi na bezpieczne miejsce – teraz jest stosowna pora! Jeśli tego nie zrobisz, zaskoczą cię burze tego życia i będziesz zgubiony na wieki. Wyciągnij rękę i uchwyć się Jego, kiedy skłonimy nasze głowy do modlitwy.

Moje szczere wyrazy uznania dla Leo Mercier’a i kierowników za ich pracę i ochotę do współpracy ze mną, aby wam podać tę broszurę. Modlę się, aby była ona błogosławieństwem dla was i pomocą dla Królestwa Bożego.

Świadectwo panny Rozalii Griffith z Joliet, Illinois:

Chciałabym  podać moje świadectwo, bowiem Jezus powiedział: „Idźcie i bądźcie mi świadkami”, a my zwyciężamy przez krew Baranka i przez słowa naszego świadectwa. Nie mogłabym powiedzieć takiego świadectwa, gdybym była w moim starym „ja”, lecz ja już nie jestem w moim „ja”, lecz jestem w Jezusie Chrystusie.

Jestem jedynaczką i na ile sobie mogę przypomnieć, ciągle szukałam czegoś, co by mnie uszczęśliwiło. Szukałam czegoś, nie wiedziałam jednak czego. Szukałam pokoju i radości. Musiałam się bawić z innymi dziećmi w sąsiedztwie, ale wydawało się, że do nich nie pasuję. Posyłano mnie jako małe dziecko do kościoła metodystycznego w naszym małym mieście na południu stanu Illinois. Kiedy miałam sześć lat, poszliśmy z moją babcią na ewangelizację. Tam upadłam na trocinową podłogę, aby oddać swoje serce Jezusowi, lecz nikt mi nie pomógł. Niestety, nie żyłam dla Niego. Chodziłam do szkoły niedzielnej, do kościoła, a latem udałam się na obóz dla młodzieży naszego kościoła, lecz pomimo wszystko nie znałam Jezusa Chrystusa jako mego Zbawiciela. (Znałam opowiadania o Jezusie, ale nie znałam Go w rzeczywistości w tym czasie).

Potem przeprowadziliśmy się do innego miasta, a kiedy ukończyłam naukę w szkole średniej, zaczęłam pracować w biurze, 6 i 7 dni w tygodniu, na zmianie od 3 – 21 wieczorem. Więc kiedy dziewczęta miały wieczór wolny od pracy, chciałyśmy razem pójść na zabawę. Wiele razy jeździłyśmy do Chicago. Myślałyśmy, że się dobrze zabawimy. Tańczyłyśmy i nie trzeba mówić, że również piłyśmy trochę alkohol. One, kiedy chciały, potrafiły przestać pić, lecz ja nie potrafiłam, ponieważ zamawiałam dodatkowe trunki i pod tym względem wyprzedzałam je znacznie. Nie byłam niemoralną, lecz Bóg powiedział, że w Jego oczach jeden grzech jest tak samo wielki, jak inny grzech. Trapiło mnie to, czułam się dotknięta tym, że jestem zniewolona do czynienia czegoś wbrew mojej własnej woli. Wiem, że w roku 1949 zostałam uznana za alkoholika. (Nie chciałam tego przyznać nawet sama przed sobą). Byłam na samym dnie i wydawało się, że nie ma dla mnie nadziei. Moi rodzice chcieli mi pomóc, lecz nie wiedzieli, co ze mną począć, ponieważ oni nie pili. W moim sercu pragnęłam się uwolnić od tego i próbowałam wszystkiego, aby odwrócić moje myśli od picia, lecz nie uwolniłam się od tego nałogu.

W końcu zdecydowałam się pójść do towarzystwa „Anonimowych Alkoholików” z myślą, że będą mogli mi pomóc. Prawdę mówiąc, nie byłam szczęśliwa w tej organizacji, chociaż powstrzymywałam się przez 9 miesięcy dzięki temu, że chodziłam na ich spotkania. Modliłam się każdy dzień przy moim łóżku, aby mnie Bóg zachował wstrzemięźliwą. On mnie zachował w wstrzemięźliwości, lecz ja nie byłam szczęśliwa ani wolna. Zanim przyłączyłam się do „Anonimowych Alkoholików“, byłam w różnych miejscowych i pozamiejscowych szpitalach, aż w końcu byli już znużeni, kiedy widzieli, że przychodzę. Udałam się do szpitala dla alkoholików w Chicago, gdzie pięciodniowy pobyt kosztował 150 dolarów, ale moi rodzice nie byli bogaci, a szpital i lekarze kosztowali dużo pieniędzy. W tym okresie mego życia byłam taka słaba, traciłam na wadze i byłam nędzną istotą. Pięciu lekarzy utraciło zupełnie nadzieję co do mnie, a jeden  powiedział, że do sześciu miesięcy będę w zakładzie dla obłąkanych. Sąsiedzi byli bezradni wobec mnie, a kaznodzieje nie wiedzieli, co tu robić. Jeden kaznodzieja przyszedł i próbował rozważać ze mną miejsca Pisma. (Lecz ja potrzebowałam kogoś, kto by podobnie, jak czynili uczniowie, rozkazał demonowi alkoholu, aby mnie opuścił w Imieniu Jezusa Chrystusa) .

Mój tatuś powiedział mojej mamusi, aby zrezygnowała z modlitw za mną, ponieważ ja się nigdy nie zmienię, lecz ona go nie usłuchała, powiedziała bowiem, że być może ja się nie chcę zmienić, lecz ona wie,  że Bóg ma moc mnie przemienić. Matka kupiła mi futrzany płaszcz, troszcząc się, abym nie zmarzła, gdybym gdzieś została leżeć w tym chłodzie. Kiedyś rozcięłam kieszenie tego płaszcza i włożyłam butelki za poszewkę po całym obwodzie płaszcza. Jestem bardzo wdzięczna mojej matce, która stała przy mnie i trzymała się mocno Słowa Bożego, kiedy wszyscy mówili, że ja już nie mogę być inną. Choć nawet jej przynosiłam wstyd i ona nie rozumiała, dlaczego czyniłam to, co czyniłam, jednak ciągle stała przy mnie. Kiedy podniosłam filiżankę albo kieliszek, aby go wypić, trzęsłam się bardzo, więc musiałam to chłeptać jak mały piesek.

Stałam się katoliczką i szukałam uspokojenia dla moich myśli, chociaż w to nawet nie wierzyłam. Oni mi mówili, że potrzebuję pomocy, lecz nie skierowali mnie do Chrystusa. Tu na ziemi wszyscy co do jednego, z wyjątkiem mojej matki, zrzekli się mnie z powodu mego beznadziejnego stanu. Kiedy byłam w najgorszym stanie, w jakim byłam kiedykolwiek, moja matka widziała mnie w wizji, że jestem zbawiona, stałam na podium i otwierałam Biblię. Ponieważ Bóg pokazał jej to w widzeniu, ona wierzyła raczej Bogu niż pięciu ziemskim lekarzom, i później wypełniła się ta wizja. Kiedy było mi najgorzej, kiedy byłam u kresu, lekarz czuwał całą noc u stóp mego łóżka, czekając na mój ostatni oddech. Cieszę się tak bardzo, że był tam większy Lekarz, niż ten ziemski lekarz, a On wiedział, że ja nie umrę, ale będę żyć, aby chwalić Jego Imię. Jezus powiedział: „Złodziej przychodzi tylko po to, by kraść, zarzynać i wytracać. Ja przyszedłem, aby miały życie i obfitowały”.

Kiedy moje życie było pogrążone w najgłębszych ciemnościach, szukałam po omacku promyka światła i pewni ludzie powiedzieli mi o zgromadzeniu w Hammond, Indiana, gdzie prorok Boży, kaznodzieja William Branham modlił się za chorych, gdzie chromi zaczęli chodzić, ślepi odzyskali wzrok, chorzy na raka zostali uzdrowieni i działy się cuda w Imieniu Jezusa Chrystusa. Uczepiłam się tych słów, sądziłam bowiem, że jeśli ci ludzie mogli zostać uzdrowieni, to na pewno i ja mogłabym również zostać uzdrowiona. Udaliśmy się na to zgromadzenie  trzy dni później, kiedy mi o nich powiedziano. Moja matka, jej przyjaciel i ja poszliśmy dnia 11 lipca 1952 do Civic Centrum, gdzie urządzano te zgromadzenia. Widziałam tam ludzi, którzy śpiewali i chwalili Boga. Myślałam, że oni na pewno są szczęśliwi. (Ciągle ich obserwowałam ukradkiem spoza moich okularów, aby zobaczyć, jak oni działają.  Pomyślałam sobie: Pójdę razem z nimi, jeżeli będę mogła znaleźć pomoc). Później miałam stwierdzić, że w służbie dla Jezusa Chrystusa jest prawdziwa radość. Nic dziwnego, że oni byli tak szczęśliwi. Powróciliśmy z popołudniowego zgromadzenia i ja otrzymałam kartę modlitwy. Jedyną rzeczą, którą zapamiętałam z tego zgromadzenia, było to, jak oni kładli nacisk na to, że „Jezus Chrystus jest tym samym wczoraj, dziś i na wieki”. Nie znałam żadnego miejsca Pisma odnośnie uzdrowienia, ponieważ byłam wychowana w kościele modernistycznym, myślałam jednak, że jeśli Bóg uczynił wszechświat i wszystkie jego cuda oraz uczynił mnie, to dla Niego byłoby niewielką sprawą uzdrowić moje ciało. Skłoniłam moją głowę i prosiłam Boga, jeżeli jest to Jego wolą, aby mnie uzdrowił, żebym znalazła sposobność do tego. To było wszystko, co powiedziałam. Nie wiedziałam, że Biblia mówi: „Jego ranami jesteśmy uzdrowieni”. Miałam kartę modlitwy. Brat Branham przyszedł i przemawiał. Po skończeniu usługi Słowem, brat Branham wywołał karty modlitwy nr J 25 – J 50. Moja karta była trzecią z kolei, nr J 27 i poszłam tam, wiedząc, że jeśli stanę przed tym Bożym mężem, zostanę uzdrowiona. Kiedy przyszłam do kolejki modlitwy, brat Branham powiedział, że widział mnie pogrążoną w ciemnościach. On rzekł:

— Czy wierzysz w Bożego Proroka?

— Tak — odpowiedziałam. Brat Branham powiedział:

— Jeżeli Bóg mi objawi, jaka jest twoja potrzeba, i jeżeli Jezus cię uzdrowi, czy będziesz Mu służyć przez resztę twego życia?

— Tak jest — odpowiedziałam. Brat Branham powiedział słuchaczom, aby skłonili swoje głowy, włożył swoje ręce na moją głowę, zgromił i wygnał demona alkoholu z mego życia w Imieniu Pana Jezusa Chrystusa, a ja OPUŚCIŁAM PODIUM WOLNA. Czułam się tak cudownie, widząc, że po raz pierwszy w moim życiu byłam WOLNA. „Kogo Syn wyswobodzi, jest prawdziwie wolnym”. Jezus Chrystus uzdrowił również moje ciało, jako sprawę drugorzędną, chociaż dla każdego innego był to wielki problem. Chwała bądź Jego świętemu Imieniu! Cała moja istota brała udział w tym zgromadzeniu, kiedy opuszczałam platformę. O, moi drodzy, jak bardzo się cieszyłam w Chrystusie, ponieważ miałam coś, za czym tęskniłam przez całe moje życie! Pewna pani podeszła do mnie i powiedziała:

— Tak bardzo żal mi ciebie — ale ja jej odpowiedziałam, że się nie musi martwić, ponieważ Jezus właśnie uzdrowił moje ciało i czułam się znakomicie. Ona mnie prosiła, czy mogłabym zadzwonić  do jej córki i zapytać się jej trzykrotnie, co jej dolega. Ona powiedziała, że jej córka jest nałogową narkomanką. Nawet FBI nie mogło jej odnaleźć z tego powodu  przez całe miesiące, lecz obecnie ona powróciła do domu Ona była tancerką, partnerką Freda Astaira, i potrzebowała pomocy. No cóż, ona mi podała jej numer telefoniczny i powiedziała, żebym  zadzwoniła na jej koszt. Musiałam tak postąpić, ponieważ właśnie straciłam dobrą posadę. Ludzie mi mówili, abym do niej nie dzwoniła. Również moja matka powiedziała mi, abym do niej nie dzwoniła i nie wpadła ponownie do obłędu. Otóż tej nocy, kiedy powracaliśmy do domu z Hammond, Indiana, właśnie kiedy zostałam uzdrowiona, zatrzymaliśmy się na kawę albo na lody, (nie pytajcie mnie, co jadłam, ponieważ nie przypominam sobie, byłam zanadto wzruszona).

Tej nocy przyszłam do Boga prosząc Go, aby mi pokazał, że jestem zbawiona, wiedziałam bowiem, że zostałam uzdrowiona. Prosiłam Boga, aby mi przebaczył każdy grzech, który kiedykolwiek popełniłam wobec Niego, ponieważ bardzo żałowałam tego. Czekałam około 10 minut, leżąc na moim łóżku z wyciągniętymi rękoma. Moja dusza opuściła moje ciało, podniosła się do sufitu i ja się przestraszyłam. Zawołałam moją matkę i ona mi powiedziała, że właśnie zostałam zbawiona. Cieszyłam się tak bardzo. Następnego poranka, wstałam z łóżka, zjadłam śniadanie i powiedziałam matce, że czuję natarczywą potrzebę, aby zadzwonić do tej dziewczyny. Podeszłam do telefonu i 45 minut mówiłam do niej. Ona szukała wszelkich wymówek, aby nie pójść na zgromadzenie, a następnie zapytała mnie, jak poznałam, że zostałam uzdrowiona. Powiedziałam jej, że próbowaliśmy wszystko możliwe, spróbujmy więc u Pana Jezusa. Następnego dnia, udałam się na zgromadzenie i zaznajomiłam się z tą dziewczyną (widziałam ją po raz pierwszy w moim życiu). Ona otrzymała kartę modlitwy i jej numer został wywołany. Poprosiła mnie, czy bym nie poszła z nią do kolejki modlitwy. Zgodziłam się i ona mnie zapytała, co powinna uczynić. Powiedziałam jej, aby zapomniała o wszystkim innym i tylko wierzyła Jezusowi. (Wyobraźcie sobie, właśnie zeszłego wieczoru zostałam sama zbawiona i uzdrowiona, a już postępowałam tak, jak bym wiedziała, co trzeba czynić). Ona była ostatnią w tej kolejce i brat Branham modlił się za nią. Jezus ją uzdrowił. Jak bardzo byłyśmy obydwie szczęśliwe – łzy spływały nam po policzkach, gdyż wiedziałyśmy, że to była moc Boża, która nas wypuściła na wolność. Jak to cudowne służyć Chrystusowi! Pan jest wspaniały! Kiedy się modliłam, Jezus dał mi dobrą posadę, a gdybym się modliła o podwyżkę płacy, otrzymałabym ją również. Nie ma niczego, co by było zanadto trudne dla Pana.

Po tygodniu od mojego zbawienia i uzdrowienia poszłam na zgromadzenie. (Chodziłam tam każdy dzień, aż do końca tych zgromadzeń). Chodził tam z nami pewien mężczyzna, który był alkoholikiem, a również moja matka i ojciec. Kiedy brat Branham wygłosił przemówienie, wywoływał karty modlitwy. Mój ojciec miał kartę modlitwy R 60. Była to zbyt wysoka cyfra, aby została wywołana.

Skłoniłam więc swoją głowę i modliłam się. Prosiłam Boga, aby uzdrowił tego alkoholika, podobnie jak uzdrowił mnie. Również, aby uzdrowił mojego tatusia i zbawił go. Brat Branham odwrócił się i powiedział: – Ta dziewczyna na balkonie została uzdrowiona tydzień temu z tej samej rzeczy, która cię gnębi, panie. Ona się modli za tobą, a ona się modli jeszcze za kogoś innego. Jest to jej tatuś. Stań obok niego. Połóż swoją rękę na jego głowę. Przyjmij dla niego zbawienie i uzdrowienie słuchu.

Zawsze najpierw modliłam się, potem poprosiłam o urlop, aby móc iść na zgromadzenie brata Branhama. Stwierdziłam, że za każdym razem, kiedy tam idę, znajduję pomoc. Czułam się uprzywilejowana, że mogę chodzić na tyle zgromadzeń i naprawdę dziękuję Bogu. Bóg rozpromienił moje życie. Mój tatuś zaczął uczęszczać do szkoły niedzielnej i do zboru razem z mamusią i ze mną, a ja mam całkowicie nowe życie w Chrystusie. 2 Kor. 5,17: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe”.

Pozwólcie mi powiedzieć jedną rzecz. Nigdy już nie pragnęłam pić od tej nocy 11 lipca 1952 roku. Pan odebrał ode mnie również nałóg palenia. Chodzę więc obecnie na nabożeństwa dla więźniów i próbuję pozyskiwać dusze dla Chrystusa, a również na misje do slumsów (dzielnica biednych alkoholików i narkomanów). Chodzę do małych kościołów i dużych kościołów, gdziekolwiek tylko mogę świadczyć o Chrystusie, ponieważ On tak wiele uczynił dla mnie. Nigdy nie mogę mu wystarczająco podziękować. Biblia mówi: „Kto słucha Mego Słowa i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma żywot wieczny, i nie pójdzie na potępienie, lecz przeszedł ze śmierci do życia”.

Nie mogłabym świadczyć ludziom tak, jak czynię to obecnie, gdybym była w moim starym „ja”, wstydziłabym się bowiem, lecz ja już dłużej nie jestem w moim starym „ja”, ale jestem w Chrystusie. Jezus powiedział: „Dlatego, że Ja żyję, i wy żyć będziecie”. Cieszę się tak bardzo, że mam chrześcijańską matkę, która się mnie nie zrzekła, chociaż nawet była wyśmiewana w swoim sąsiedztwie itd.. Lecz obecnie nasz dom jest siedzibą szczęścia. Cieszę się tak bardzo, że Jezus powiedział: „Jam przyszedł, aby wypuścić więźniów na wolność”.  Naprawdę dziękuję Bogu za Jego miłosierdzie i miłość względem mnie. Bóg wysłuchał modlitwy mojej matki, zbawił moje szczere serce, które pragnęło być wolne i posłał swego proroka, kaznodzieję, brata Branhama do Hammond, Indiana, aby przyprowadzić Chrystusa do mego życia. Naprawdę mam największy chrześcijański szacunek i miłość wobec brata Branhama. On jest rzeczywiście prawdziwym prorokiem Bożym. Jestem tak wdzięczna za to, że Jezus wejrzał na mnie i zrozumiał mnie. On wiedział, że pragnę być wolna. Chwała Jego Imieniu!